Pieszo z Broumova do Ameryki!

2013.06.15-115 czerwca 2013 r. postanowiliśmy zrobić coś niezwykłego. Wynajętym autokarem przekroczyliśmy granicę polsko-czeską, a potem wyruszyliśmy pieszo do Ameryki!

Nasza 29-osobowa grupa pod kierunkiem kol. Witka Telusa, wspieranego merytorycznie przez kol. Jana Okońskiego oraz organizacyjnie przez kol. Irenę Caryk zameldowała się o godzinie 8:55 na broumovskim stadionie, przy ul. Jiřaskovej, gdzie czule i wylewnie przywitała nas elita turystyczna czeskiego klubu KČT, pod przywództwem Evy Kolinkovej. Aby dodać nam sił (w końcu droga do Ameryki daleka) każdy dostał pożywny wafelek i promienny uśmiech na drogę od samej pani prezes KČT. Najpierw przez miejskie uliczki, potem zielonym szlakiem wyruszyliśmy w kierunku wioski Křinice. Tam bardzo miły mieszkaniec (dziękujemy!) skierował nas nieco alternatywną ścieżką w stosunku do oryginalnego szlaku, dzięki czemu uniknęliśmy przedzierania się przez „trawę po pas”. Po pokonaniu „panelovej cesty” wkroczyliśmy na przepiękne, zielone i hmm.. nieco specyficznie pachnące łąki. Mimo tego szybko dotarliśmy do tajemniczego Jalovčinca, który okazał się opuszczonym przysiółkiem Křinic, złożonym z dwóch domostw. Z osady Jalovčiniec szlakiem zielonym dotarliśmy do skraju lasu u podnóża Broumovskich Sten. Po kilku minutach zielony szlak skrzyżował się ze szlakiem rowerowym (żółto-niebieskim), wiodącym u podnóża gór. Ponieważ wybrany wariant wycieczki był najłagodniejszy z możliwych, więc nie było wspinaczki na znajdującą się nieopodal formację skalną Zaječi Rokle. Zamiast tego pomaszerowaliśmy wygodną cyklostradą w kierunku Ameryki. Po drodze w lesie można znaleźć było różne cuda. Na przykład ciemnoczerwone borowiki, zwane przez Czechów modřakami (czyli – niebieskimi grzybami). Tak naprawdę to były to całkiem dobre owocniki Boletus Luridiformis. Polecam (tylko proszę starannie obgotować lub obsmażyć, bo surowe lub niedosmażone są trujące!). Do obiecanej Ameryki dotarliśmy niemal w samo południe. Okazała się to być całkiem miła restauracja – pensjonat, gdzie można było odpocząć, posmakować piwa z Olivetina i pobrykać na łące (to zdecydowanie atrakcja dla naszych milusińskich). Ameryka – jak Ameryka – w końcu trzeba kiedyś wrócić do kraju…

Czerwony szlak sprowadził nas ponownie na křinickie łąki, którymi nieśpiesznie dotarliśmy do Křinic (czy ja tu już kiedyś byłem?). Dalej przez Jiřaskovou Ceste (ach, te swojskie zapachy!) w kierunku Broumova. I tu taka mała premia w postaci dziko rosnących, wczesnych czereśni. Mniam.
Do mety na stadionie w Broumovie dotarliśmy już nieco zmęczeni około 14:00. Trudno się dziwić. Amerykański upał plus czeskie czereśnie i polskie serca to wymagająca mieszanka. Na pocieszenie każdy uczestnik otrzymał pamiątkowy dyplom i okolicznościowy znaczek.

Jeszcze na koniec wycieczki, w Otovicach daliśmy wytchnąć portfelom wypchanym koronamii wreszcie wróciliśmy do domów.

2013.06.15-1

REKLAMA:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Rozwiąż równanie: *Time limit exceeded. Please complete the captcha once again.