Nasz wypad na Śnieżnik miał miejsce w niedzielę 17 lutego 2013 roku. O godzinie 9.30 z przydrożnego parkingu w Międzygórzu ruszyliśmy czarnym szlakiem dolinką rzeki Wilczki w kierunku schroniska pod Śnieżnikiem.
To był cichy, spokojny poranek bez wiatru i opadów, bez promieni słonecznych – ale za to w obfitości świeżego śniegu, który zawsze działa na mnie euforycznie! To może głupie, ale mógłbym turlać się w świeżym śniegu jak… np. pies?, łoś? Konrad – mój towarzysz wycieczki i przewodnik też nie mógł się powstrzymać od wspomnień i opowieści sprzed …nastu lat, kiedy w studenckich czasach wytropił liczne poroża jeleni pozostawione w okolicach źródeł Wilczki. Po 2 godzinach wspomnień i zachwytów podeszliśmy w okolice schroniska. Pojawili się turyści zjeżdżający ze schroniska do Kletna i Międzygórza na biegówkach. Oglądając ich trudne manewry na drodze wiedzieliśmy, że nasz zjazd powinien iść trawersem leśnym poza drogą.
Posileni pierogami i herbatą u gościnnych jak zwykle Gospodarzy schroniska, ruszyliśmy o 12.30 na szczyt Śnieżnika. Przyznaję, że teraz niosłem biegówki na plecach, ale Konrad jak na goprowca przystało, wcale się nie poddawał. Podchodził na biegówkach i to umożliwiało mu robienie zdjęć. Pogoda zaczęła się zmieniać. Pojawiły się we mgle i chmurach promienie słońca – nagroda za trud podejścia na szczyt. Ostatnie kilkaset metrów zapiąłem deseczki i też wjechałem na szczyt – zagruzowany ruinami wieży.
Teraz nastąpiła sesja zdjęciowa, to moje pierwsze w tym roku wejście na Śnieżnik. Ciekawe ile szczytów w tym roku Stwórca pozwoli zaliczyć z rodzinką, która tym razem nie mogła nam towarzyszyć ?
Na szczycie spotkaliśmy grupę czeskich turystów z nartami turowymi, którzy szybko i sprawnie poruszali się pod górę i na zjeżdżali w świeżym śniegu. Nasze biegówki to jednak małe szaleństwo na kopnym śniegu i zjeździe ze Śnieżnika! Nie liczyliśmy wywrotek i niskich hamowań na tyłach nart. Ominęliśmy schronisko kierując się w prawo trawersami przez łąki na szlak niebieski w stronę Domku Myśliwskiego.
Po godzinie sympatycznej jazdy niebieskim szlakiem wokół granicy rezerwatu przyrody, zobaczyliśmy ambonę myśliwych – ośnieżoną, piękną i tajemniczą. Narastała mgła, a nas czekał powrót do Międzygórza. O 14.30 dotarliśmy do ośnieżonego domku który ożywił wspomnienia młodości Konrada: jak to kąpał się w śniegu i zjeżdżał w foliowym worku rynną śnieżną koło tego historycznego „hoteliku” dla turystów. Usiłowałem rozpalić w kuchni trochę ognia, tak dla próby, ale nie było czasu na pieszczoty z piecem. Obejrzeliśmy noclegownię i w drogę. O 15.00 w tył zwrot i niebieskim szlakiem zaczęliśmy powrót zadowoleni z osiągnięcia celu i niesamowitej scenerii wokół nas. Narastający zmrok i mgły, widoczność na ok. 150 m, nie pozwalały na dłuższy postój. Po godzinie trawersowania niebieskim szlakiem, skręciliśmy intuicyjnie w prawo duktem leśnym i po kilkunastu minutach dojechaliśmy do krzyżówki szlaków prowadzących do Kletna i Międzygórza. Wybraliśmy dłuższą lecz łagodniejszą drogę niebieskim szlakiem do Międzygórza. Na parkingu byliśmy ok. 16.45. Pijąc gorącą kawę z termosów, zatelefonowaliśmy do naszych żon: ja do Małgosi, Konrad do Agnieszki – wdzięczni za zgodę na męską wyprawę (!) – na całą niedzielę.
[Waldek i Konrad; foto: Konrad Stańczyk (Bystrzyca Kł.)]